(Na 20-lecie mojej działalności na skrajnej – marksistowskiej – lewicy)
-
Nie bez przesady można stwierdzić, że w roku 2019 lewica marksistowska pozostaje w stanie katastrofalnym – na poziomie politycznym, organizacyjnym, ideologicznym i teoretycznym – zarówno w skali Polski, jak i ogólnoświatowej. Na tę katastrofę lewicy, która tożsama jest z brakiem realnego jej istnienia, złożyły się czynniki subiektywne (zależne od przedstawicieli tego odłamu lewicy) i obiektywne (niezależne od nich) w ciągu ostatnich kilkunastu lat. Nie miejsce na ich wymienianie, warto jedynie podkreślić, że czynnik subiektywny miał decydujące znaczenie.
-
W przeciwieństwie do okresu sprzed 100 lat, gdy miały miejsce ostatnie realne procesy rewolucyjne na obszarze większym niż lokalnym, dziś na lewicy marksistowskiej nie ma żadnego autorytetu – ani osobowego, ani organizacyjnego. Mamy w zamian cały zastęp samozwańczych generałów (bez armii), wodzów (bez mas), „ideologów” z przerośniętym ego i samouwielbieniem, wśród których żaden nie przeszedł decydującego dla myśli marksistowskiej (ale nie tylko – patrz źródła teoretyczne tejże myśli) kryterium prawdziwości – probierza praktyki, która jako jedyna mogłaby „oddzielić ziarno od plew”. Z tego punktu widzenia, wszyscy pozostają na tym samym – podstawowym, najniższym poziomie – pretensji do „przewodzenia”. Na nic zdaje się szukanie „jasnych miejsc” na świecie – w Grecji, Rosji, Chinach, Korei Północnej, Wietnamie, Kubie, czy gdzie tam kto uważa – chyba, że ktoś odczuwa potrzebę notorycznego samooszukiwania się i/lub poprawiania sobie samopoczucia (lepiej jednak w takiej sytuacji udać się do odpowiedniego lekarza, a nie zajmować się polityką).
-
Powyższe powoduje, że dzisiaj metodologicznie „wszystko jest dozwolone” i „wszystko jest równoważne”. Ten metodologiczny anarchizm (czy „postmodernizm”) – przy jednoczesnej otwartej artykulacji jednoznacznego celu – na lewicy marksistowskiej jest dziś koniecznością chwili (tzw. „prawdą etapu”). Sytuacja powoduje konieczność przewartościowania wszystkich dotychczasowych (z ponad 150-letniej historii myśli marksistowskiej) sporów i nurtów teoretycznych (oraz postaci ich uosabiających). Coś, co było błędne 100 lat temu – dziś może okazać się, w nowych warunkach historyczno-społecznych, zaczynem do ożywienia i wskrzeszenia realnego – politycznego i ideologicznego – istnienia marksizmu.
-
Dziś, podobnie jak 150 lat temu, jesteśmy znów na etapie początku drogi, która choć raz przechodzona, całkowicie zarosła i wróciła do swych dziewiczych form. Choć dysponujemy nowymi narzędziami i możliwościami (a stare albo się znacznie uprościły lub całkowicie zdezaktualizowały), po raz kolejny musimy odrobić lekcje kółkowości i samokształcenia, odkryć na nowo (bogatsi o doświadczenia – dobre i złe – ostatnich dziesięcioleci) treść i istotę myśli, do której się odnosimy i którą uznajemy za własną. Musimy „odgruzować marksizm”.
-
Musimy pamiętać – i życzliwie im się przyglądać, jeśli nie wspierać – o różnych wypływających z marksizmu czy obok niego tworzonych teoriach społecznych. Ekosocjalizm (kładący nacisk na sprawy ekologiczne i przyrody jako pierwotnego świata człowieka) czy feminizm socjalistyczny (lub feminizm marksistowski) – starający się dowartościować i przywrócić kobietom należne, równe mężczyznom, miejsce w świecie społecznym – o ile rzeczywiście są „socjalizmami” i są „socjalistyczne”, a nie są głównie „feminizmami” i „ekologizmem” – mogą mieć wartość przyciągania i uwrażliwiania na problemy generowane w swej istocie przez kapitalizm tej części ludności, która jest w zainteresowaniu lewicy marksistowskiej, ale do której ta lewica nie potrafiła dotychczas dotrzeć.
-
Myśl Marksa i Engelsa (twórców tego, co potocznie zwane jest marksizmem) zachowuje swą aktualność, pomimo upływu ponad 150 lat od jej powstawania. Kapitalizm – przedmiot badań i krytyki – od tamtego czasu przeobraził się w sposób ogromny, jednak trzeba uświadomić sobie fakt, że zmiany te miały charakter ilościowy (w formie), a nie jakościowy (w treści, materii, istocie). Podobnie jak ówcześnie, dziś także – przytaczając znane hasło sprzed 50 laty – reformowanie kapitalizmu jest niczym perfumowanie gówna. Jego istota wciąż pozostaje ta sama – tworzenie i pomnażanie wartości przywłaszczanej przez jednostki (właścicieli kapitału) poprzez zakup siły roboczej zdolnej do pracy (czyli do tego tworzenia i pomnażania). Na nic nie zdają się tu magiczne zaklęcia o „społecznej odpowiedzialności biznesu”, „godnej pracy i płacy”, „poszanowaniu pracowników”. Kapitalizm jest „zdehumanizowany” w tym sensie, że jego nie interesują jednostki – ludzie myślący i czujący, mający swe potrzeby i pragnienia – lecz role i funkcje społeczne, jakie te jednostki mogą spełniać celem produkcji i reprodukcji systemu.
-
O ile w 1938 roku, w przededniu światowej pożogi, Lew Trocki rację miał pisząc, że „historyczny kryzys ludzkości sprowadza się do kryzysu rewolucyjnego kierownictwa”, tak dziś sytuacja jest bardziej zniuansowana i skomplikowana. Jakkolwiek byśmy sobie tego życzyli, nie żyjemy w okresie sytuacji rewolucyjnej, czy nawet przedrewolucyjnej, i nie jest tak, że mamy do czynienia z „oczekującymi rewolucyjnego kierownictwa” masami. Relacja masy-kierownictwo jest dialektycznie i historycznie uwarunkowana i warunkująca się. Obecny okres to sytuacja niespełnionych warunków obiektywnych (społeczno-ludzkich, bo społeczno-ekonomiczne są moim zdaniem spełnione od bardzo dawna) i warunków subiektywnych (brak politycznego, ideologicznego, teoretycznego i organizacyjnego przywództwa). O ile trudno winić tę część ludności, która pozostaje w zainteresowaniu lewicy marksistowskiej, że „nie dokonuje słusznych wyborów” – oddając się w ręce różnych odcieni prawicy politycznej i społecznej – bo jak ma oddawać się w ręce czegoś, co realnie nie istnieje? – o tyle wszelki nacisk krytyczny musi być kładziony na reprezentantów lewicy marksistowskiej.